środa, 22 marca 2017

Formentera + Ibiza = Cud, miód, malina (część 1)

Za mną przecudowny długi weekend, który w połowie spędziłam na Formenterze, a w połowie na Ibizie, dokładniej w Santa Eularia. Mam w głowie tak wiele wspomnień, że aż trudno było mi się zabrać za pisanie.

W internecie można znaleźć garść informacji na temat Formentery, ale dane nie są zbyt szczegółowe, więc postaram się w miarę dokładnie opisać co i jak jeśli chodzi o ceny.

Formentera ma niecałe 20 km długości!/fot.http://www.mappery.com/map-of/Formentera-Guide-Map  

PIĄTEK, 17 marca
Wstałam w moim mniemaniu o świcie, czyli o 5:45, by godzinę późnej jechać już autobusem do Palmy, a 9:30 wznieść się w przestworza raptem na 30 minut i wylądować na Ibizie. Połączenie z lotniska z Ibizą (miastem) jest w porządku. Trasa, trochę okrężna trwa 30-35 minut, a bilet kosztuje 3,5 euro. 

Po niewielkich perturbacjach związanych z odbiorem karty pokładowej na prom na Formenterę wyruszyłam na tę bajkową wyspę. Obecnie regularna cena biletu w przypadku Balearii to ok. 42 euro w dwie strony, ale jako rezydent mogłam liczyć na 50% zniżki. Oczywiście są też inni przewoźnicy oferujący tańsze połączenia (ok. 22 euro), ale ich rejsy nie odpowiadały mi godzinowo. 

 Ibiza miasto/fot. Wiśnia
 Ibiza miasto widziane z promu/fot. Wiśnia
 Formentera/fot. Wiśnia

Po godz. 13 po ok. 30 min. rejsie znalazłam się na Formenterze. Pierwsze co zrobiłam, to wypożyczyłam rower (8 euro/24h) i ruszyłam w głównej mierze polną ścieżką (asfalt tu "bywa";)) do San Ferran, gdzie znajdował się mój hostel Illes Pitiuses. W związku z tym, że jest to mała wyspa, liczba miejsc noclegowych jest mocno ograniczona, więc ceny nie należą do najniższych. Ja zapłaciłam 37 euro za noc w pokoju dwuosobowym z łazienką i była to najniższa cena, jaką udało mi się znaleźć (widziałam nocleg za 210 euro/noc i to w marcu!!!). Początkowo pomyślałam, żeby wrócić na Ibizę tego samego dnia, ale całe szczęście tego nie zrobiłam. Naprawdę nie ma co zbytnio patrzeć na ceny, warto zostać tam dłużej, choćby na jedną noc. 
Hostel polecam, czysto, schludnie, obsługa bardzo miła i pomocna, no i nawet przydzielili mi lepszy pokój, gdyż w tym terminie mieli niewielu gości. 

Po zostawieniu rzeczy, o 15:00 wsiadłam do autobusu (2,55 euro/szt.), który zawiózł mnie na wschodni kraniec wyspy, gdzie znajduje się latarnia morska - Far de la Mola. Poza sezonem busik dojeżdża jedynie do Es Pilar, więc czekała mnie 2,5 km piesza wycieczka w jedną stronę.

 Widok na Formenterę z autobusu/fot. Wiśnia
 Es Pilar/fot. Wiśnia
 Kościół w Es Pilar/fot. Wiśnia
 Nieczynny wiatrak z XVIII wieku/fot. Wiśnia
 W oddali widać już latarnię morską/fot. Wiśnia
Latarnia morska (zaraz za nią jest pionowy klif. Aż strach się wychylić!)/fot. Wiśnia 
Mewy tuż obok latarni/fot. Wiśnia

Po 2 godzinach wróciłam autobusem do hostelu (dla niewprawionych rowerzystów trasa do Far de la Mola będzie mordęgą) i wybrałam się na plażę Mitjorn oddaloną o jakieś 4 km ode mnie.

 Platja de Mitjorn/fot. Wiśnia
 Platja de Mitjorn/fot. Wiśnia
 Platja de Mitjorn/fot. Wiśnia
Rower, którym przemierzałam wyspę/fot. Wiśnia   

Przy okazji jeśli chodzi o poruszanie się po wyspie to polecam albo rower, jeśli ktoś lubi i jednocześnie nie planuje zbyt wiele krążyć po wyspie, ewentualnie skuter albo samochód (dysponują nawet elektrycznymi, by chronić środowisko). Latem z zaparkowaniem auta na pewno będzie problem, więc najlepsza opcja to skuter lub rower. Ja w taki sposób zaplanowałam sobie poznawanie wyspy, że rower był idealny, ale to już kwestia gustu. W ogóle polecam zwiedzanie wyspy poza sezonem. Mało ludzi, spokój, cisza. Idealnie!

Po powrocie z plaży przeszłam się trochę po San Ferran i po zjedzeniu kolacji na tarasie, padłam ze zmęczenia. 

 Ryneczek w San Ferran/fot. Wiśnia
Znalazłam nawet knajpkę Macondo, której nazwa pochodzi z książki pt. "Sto lat samotności" 
Gabriela Garcii-Marqueza/fot. Wiśnia
Widok z tarasu/fot. Wiśnia

SOBOTA, 18 marca
O 9:00 wyspana i spakowana wyruszyłam z całym dobytkiem do pobliskiej miejscowości San Franscesc, by przejść się po tamtejszym rynku i zjeść moje ulubione śniadanie, czyli tosty z miąższem z pomidorów, oliwą i solą. Pychota!

 Tak jak pisałam, asfalt tu bywa ;)/fot. Wiśnia
 Ryneczek/fot. Wiśnia
 San Franscesc/fot. Wiśnia
 San Franscesc/fot. Wiśnia
San Franscesc/fot. Wiśnia

Z pełnym brzuchem wyruszyłam dalej na plażę Es Pujols. Poza mną były tam jeszcze tylko dwie osoby. Woda zimna, ale jak widać czyściutka!

 Es Pujols/fot. Wiśnia
 Cudny, różowy piasek/fot. Wiśnia
 Es Pujols/fot. Wiśnia
Przejrzysta woda/fot. Wiśnia

Prosto stamtąd wybrałam się na najpiękniejszą plażę jaką widziałam w życiu - Ses Illetes. Mówi się, że wcale nie trzeba lecieć na Karaiby, wystarczy Formentera. Zdjęcia nie ukazują widoków, które miałam okazję podziwiać. Było tak pięknie, że aż brakuje mi słów, by to wyrazić.

 Na trasie/fot. Wiśnia
 Platja de Ses Illetes/fot. Wiśnia
 Platja de Ses Illetes/fot. Wiśnia
 Platja de Ses Illetes/fot. Wiśnia
 Platja de Ses Illetes/fot. Wiśnia
 Platja de Ses Illetes/fot. Wiśnia
 Platja de Ses Illetes/fot. Wiśnia
 Platja de Ses Illetes/fot. Wiśnia
 Platja de Ses Illetes/fot. Wiśnia
 Platja de Ses Illetes/fot. Wiśnia
 Platja de Ses Illetes/fot. Wiśnia
 Platja de Ses Illetes/fot. Wiśnia
Jak widać było dosyć ciepło. Jakieś 25 stopni, więc aż żal było nie popływać w morzu :)/fot. Wiśnia

Po kapielach morsko-słonecznych skierowałam się do portu La Savina, skąd o 17 odpływał mój prom na Ibizę. Wcześniej skusiłam się na przepyszną paellę i oczekując na statek, porobiłam jeszcze kilka zdjęć.

 Cudo/fot. Wiśnia
 Cudo/fot. Wiśnia
 Cudo/fot. Wiśnia
 Cudo/fot. Wiśnia
 Cudo/fot. Wiśnia
 Prom, którym wróciłam na Ibizę/fot. Wiśnia

CIĄG DALSZY NASTĄPI (MAM NADZIEJĘ, ŻE WKRÓTCE) :)