Dziś miałam przyjemność uczestniczyć w zorganizowanej wycieczce na górę "La Penya Roja" (354 m n.p.m.). Było nas ok. 30 osób, głównie rodziny z dziećmi. Trafiłam tam dzięki uprzejmości Marii, z którą od niedawna mam konwersacje po angielsku i hiszpańsku. Z racji tego, że rozmawiałyśmy na temat gór, zaproponowała, bym kiedyś wybrała się z nimi na wycieczkę. No i się wybrałam :)
Spotkaliśmy się ok. 15 km od Pollensy i przy pięknym słońcu rozpoczęliśmy wspinaczkę.
Schronisko/fot. Wiśnia
Jest co podziwiać/fot. Wiśnia
Jest co podziwiać/fot. Wiśnia
Nie mogłam się napatrzeć na otaczające mnie widoki. Zwłaszcza, że prawie cała trasa prowadziła wzdłuż morza.
Formentor/fot. Wiśnia
W oddali widać Puig de Maria/fot. Wiśnia
Na trasie/fot. Wiśnia
Wszystko było pięknie cacy, ale w pewnym momencie niebo nad Sierra de Tramuntana stało się szarawe i mogliśmy obserwować zbliżającą się ulewę.
Pochmurno/fot. Wiśnia
Coraz bardziej pochmurno/fot. Wiśnia
Tęcza/fot. Wiśnia
Na szczęście mieliśmy chwilę, by założyć płaszcze i pochować telefony w plecakach. W pewnym momencie zaczęło tak mocno wiać, nie mogliśmy ustać na nogach. Musieliśmy usiąść na kamieniach, tuż przy skałach. Przez 5 minut nie dało się ruszyć. Potem wiatr trochę się uspokoił i mogliśmy kontynuować wyprawę.
Ze względu na niewielki deszcz nie wszyscy zdecydowali się wspiąć na sam szczyt. Okazało się, że trasa była dosyć łatwa. Na górze czekała na nas armata, która w dawnych czasach służyła do bombardowania statków pirackich chcących dostać się na Majorkę. Kto ją tam wciągnął i jak, nie mam pojęcia. Zdjęć ze szczytu niestety brak, gdyż ze względu na padający deszcz nie było to możliwe.
Potem na spokojnie wróciliśmy do schroniska i tam zjedliśmy obiad, rozmawiając i śmiejąc się. By się rozgrzać (mocno się ochłodziło) w kilka osób pojechaliśmy do baru w Alcudii na herbatę. Pomogło! :)
Prawie ze szczytu/fot. Wiśnia
Prawie ze szczytu/fot. Wiśnia
Ze względu na niewielki deszcz nie wszyscy zdecydowali się wspiąć na sam szczyt. Okazało się, że trasa była dosyć łatwa. Na górze czekała na nas armata, która w dawnych czasach służyła do bombardowania statków pirackich chcących dostać się na Majorkę. Kto ją tam wciągnął i jak, nie mam pojęcia. Zdjęć ze szczytu niestety brak, gdyż ze względu na padający deszcz nie było to możliwe.
Potem na spokojnie wróciliśmy do schroniska i tam zjedliśmy obiad, rozmawiając i śmiejąc się. By się rozgrzać (mocno się ochłodziło) w kilka osób pojechaliśmy do baru w Alcudii na herbatę. Pomogło! :)