poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Sant Jordi, czyli dzień św. Jerzego w Pollensie

Mieszkańcom Pollensy nie trzeba dwa razy powtarzać. Jeśli tylko nadarza się okazja, świętują. Tak było i tym razem, gdyż w niedzielę obchodziliśmy dzień św. Jerzego. W związku z tym, co roku organizowanych jest tutaj wiele atrakcji dla starszych i młodszych, m.in. bajka o walce św. Jerzego ze smokiem, prace plastyczne z motywem przewodnim - smokiem i różami czy parada gigantów.

 Giganci uczestniczący w obchodach dnia św. Jerzego/fot. Wiśnia
Ten pan dawno, dawno temu straszył dzieci biegając za nimi z kijem (obecnie ogranicza się do dawania cukierków)/fot. Wiśnia
 Xeremiers, czyli lokalni muzykanci/fot. Wiśnia
 Jest i Spongebob???/fot. Wiśnia
Walka św. Jerzego ze smokiem/fot. Wiśnia
 Taniec gigantów/fot. Wiśnia
 Ciąg dalszy pląsów/fot. Wiśnia
 Tuż przed paradą/fot. Wiśnia

piątek, 21 kwietnia 2017

Acampada a la Victoria

W środę rano razem z 32 dzieciaków/młodzieży wybraliśmy się na coś w stylu obozu do oddalonego o ok. 15 km ośrodka wypoczynkowego. Na miejscu czekała na nas grupa z Minorki wraz ze swoimi opiekunami. W sumie było nas prawie 70 osób. Szaleństwo w hiszpańskim wydaniu!

Atrakcji nie brakowało. Były gry w terenie, warsztaty wspinaczkowe, akrobatyczne, farbowania koszulek, robienia bransoletek itp. 

Ale oczywiście największą atrakcją był nocleg w ośrodku. Nie było jakoś bardzo głośno, więc nie musieliśmy wstawać w nocy zbyt często, ale niektórzy przez te 24 godziny, które spędziliśmy na wyjeździe nawet nie zmrużyli oka ;)

 Gra w terenie/fot. Wiśnia
 Oczywiście musiała być i gra w piłkę nożną :P/fot. Wiśnia
 Tuż przed kolejną grą w terenie. Tym razem nasi podopieczni mieli za zadanie znaleźć ukryte przez nas w okolicy balony/fot. Wiśnia 
 Gry integracyjne/fot. Wiśnia
 Tuż przed wyjazdem/fot. Wiśnia

Jeśli chodzi o moje wrażenia to mam kilka refleksji:
1) Trudno było mi się odnaleźć w tak dużej grupie rozmawiającej non stop po majorkańsku. O ile jestem w stanie zrozumieć dosyć sporo w codziennych sytuacjach o tyle w takim rozgardiaszu po prostu się gubiłam. W związku z tym było mi też ciężej czy zagadywać do dzieciaków czy je kontrolować, bo po prostu często ich nie rozumiałam. Nie czułam się tam zbyt pewnie po prostu. Mam nadzieję, że na kolejnym wyjeździe będzie już łatwiej, gdyż będę znała więcej osób.
2) Jeśli chodzi o organizację to byłam pod wrażeniem z jakim spokojem Pere i Andreu podchodzili do wszystkiego. Nie było sprawdzania listy obecności - kto nie przyszedł na miejsce zbiórki przed wyjazdem - jego problem. W Polsce jednak jesteśmy bardziej przyzwyczajeni do dyscypliny. Tutaj dużo działo się na luzie, aczkolwiek z planem. Chłopaki śmiali się trochę ze mnie kiedy dziwiłam się, że nasi podopieczni są traktowani w taki a nie inny sposób :P 

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Cala Màrmols, czyli jedziemy na południe

Po raz pierwszy spędzam Wielkanoc poza domem i nie spodziewałam się, że niedzielę spędzę na plaży, ale od początku. 

Po "prawie" tradycyjnym barszczyku białym (czyt. z torebki), żwawo wyruszyłam rowerem do Puerto de Alcudia, oddalonego od Pollensy o ok. 14 km. Stamtąd razem z Markusem pojechaliśmy samochodem na południe wyspy, by dołączyć do Connecting Linguas, czyli nieformalnej organizacji zajmującej się organizacją krótszych lub dłuższych wypadów po Majorce. Okazało się jednak, że lokalizacja, którą Markus dostał od organizatora nie do końca była poprawna, więc nie pozostało nam nic innego jak dotrzeć tam we własnym zakresie. Wyszło nie najgorzej, co widać na zdjęciach.

 Cala S'Almonia/fot. Wiśnia
 Cala S'Almonia/fot. Wiśnia
 Cala S'Almonia/fot. Wiśnia
 Na trasie/fot. Wiśnia
 Na trasie/fot. Wiśnia
Na trasie/fot. Wiśnia

Po ok. 1,5 godz. marszu dotarliśmy na miejsce, gdzie uczestnicy wycieczki plażowali na całego. Widok na zatoczkę zapierał dech.

 Cala Màrmols/fot. Wiśnia
 Cala Màrmols/fot. Wiśnia
 Cala Màrmols/fot. Wiśnia
 Cala Màrmols/fot. Wiśnia
Cala Màrmols/fot. Wiśnia

Spędziliśmy tam przyjemne popołudnie, by wrócić do Puerto de Alcudia chwilę przed godz. 20. Co lepsze, mnie czekała jeszcze przejażdżka do Pollensy. Chcąc dojechać przed zmrokiem, nadałam sobie niezłe tempo. Nie wracałam tą samą trasą, bo byłaby to mordęga, znaczna część prowadziłaby pod górkę. Pokonałam więc ok. 17 km w ciagu godziny, ale co najważniejsze udało mi się dotrzeć do domu zanim zrobiło się całkiem ciemno.  

sobota, 15 kwietnia 2017

Cala Sant Vicenç vol. 2

W sobotę ponownie wybrałam się rowerem do Cala Sant Vicenç.

 Droga do Coves Blanques/fot. Wiśnia
 Coves Blanques/fot. Wiśnia
 Droga do Coves Blanques/fot. Wiśnia
 Cala Carbó/fot. Wiśnia
 Cala Molins/fot. Wiśnia
 Cala Molins/fot. Wiśnia
 Cala Barques/fot. Wiśnia
 Cala Barques/fot. Wiśnia
Cala Barques/fot. Wiśnia

Procesja w Wielki Piątek

W Pollensie jedną z największych atrakcji jest Calvari, czyli 365-stopniowe schody prowadzące do małego kościółka znajdującego się na szczycie. To właśnie tam wczoraj ok. 21 rozpoczęła się procesja trwająca ponad dwie godziny. Całemu wydarzeniu ponownie towarzyszyła cisza przerywana jedynie uderzeniami bębnów i śpiewem chóru.

To co mnie zaskoczyło to fakt, że figura Jezusa została zdjęta z krzyża i zniesiona aż do głównego kościoła w Pollensie. 

 Calvari/fot. Wiśnia
 Początek procesji/fot. Wiśnia
 Wielki Piątek/fot. Wiśnia
 Wielki Piątek/fot. Wiśnia
 Wielki Piątek/fot. Wiśnia
 Wielki Piątek/fot. Wiśnia
 Wielki Piątek/fot. Wiśnia
 Wielki Piątek/fot. Wiśnia
 Wielki Piątek/fot. Wiśnia
 Wielki Piątek/fot. Wiśnia
 Figura Jezusa/fot. Wiśnia
 Płaczące niewiasty/fot. Wiśnia
Zakończenie procesji/fot. Wiśnia

I ponownie większość ludzi po obejrzeniu procesji wybrała się do restauracji i barów. Zupełnie inna atmosfera od tej, której doświadczałam w Polsce. Trochę nie mogłam się odnaleźć.

piątek, 14 kwietnia 2017

Wielki Czwartek w Pollensie

W Wielki Czwartek (hiszp. Jueves Santo) miałam okazję po raz pierwszy w życiu uczestniczyć w obchodach Wielkiego Tygodnia (hiszp. Semana Santa) w Hiszpanii. Jakie są moje refleksje? Z tego, co zauważyłam na Majorce to bardziej tradycja niż przeżycie religijne. W procesji nie wzięło udziału zbyt wiele osób, tylko ci, którzy uczestniczyli w odgrywaniu sceny z Ostatniej Wieczerzy, rzekomi przedstawiciele poszczególnych bractw religijnych (w rzeczywistości mieszkańcy Pollensy) oraz orkiestra. Za procesją kroczyło raptem kilkanaście osób aczkolwiek cisza zakłócana jedynie bębnami robiła wrażenie praktycznie na wszystkich obserwujących to wydarzenie. 

Nie mogę powiedzieć, by wszyscy mieszkańcy Pollensy wzięli udział lub choćby obserwowali procesję. Znaczna część spędziła wieczór w barach popijając piwo, w towarzystwie znajomych i rodziny. W związku z tym, że niewiele osób tutaj praktykuje, raczej traktują ten czas jako okazję do spotkań i cieszenia z z kilku dni wolnych niż przeżycie religijne. 

 Jueves Santo/fot. Wiśnia
 Jueves Santo/fot. Wiśnia
 Spokojnie to nie Ku Klux Klan/fot. Wiśnia
 Jueves Santo/fot. Wiśnia
 Jueves Santo/fot. Wiśnia
 Jueves Santo/fot. Wiśnia
 Jueves Santo/fot. Wiśnia
Jueves Santo/fot. Wiśnia

PS. Jeśli chodzi o Hiszpanię to największe obchody Wielkiego Tygodnia odbywają się w Sewilli i tam rzeczywiście przyjeżdżają tłumy turystów, by doświadczyć mistycznych przeżyć.