środa, 30 listopada 2016

Curso de formación a la llegada, czyli co robiłam między 21 a 26 listopada - część 3

PIĄTEK
Piątek był kolejnym aktywnym dniem. Każdy z nas otrzymał "Cuaderno de aprendizaje SVE/ EVS learning notebook", czyli zeszyt, w którym krok po kroku mamy za zadanie wpisywać nasze spostrzeżenia, refleksje i doświadczenia nabywane podczas wolontariatu. Składa się on z kilkunastu rozdziałów, a w każdym z nich są wydzielone trzy części - informacyjna, refleksyjna i "kalendarzowa", czyli służąca planowaniu wydarzeń i uchwyceniu najważniejszych momentów. Ma nam to pomóc przygotować Youthpass, ale nie tylko. Głównym celem jest uświadomienie sobie jak wiele uczymy się każdego dnia, z czego nie do końca zdajemy sobie sprawę. 

Wyposażeni w zeszyty, mogliśmy ruszyć dalej. Kolejnym punktem było zadanie grupowe. Wszyscy razem musieliśmy przedostać się z jednej strony zawieszonej poziomo liny na drugą, nie dotykając jej. To również było ciekawe doświadczenie ukazujące jak postrzegamy grupę, jak w niej funkcjonujemy i co jest dla nas najważniejsze w tego typu działaniach. Mając tę wiedzę, płynnie przeszliśmy do rozmowy na temat konfliktów i kryzysów, z którymi możemy zderzyć się na co dzień oraz możliwych rozwiązań trudnych sytuacji. Co tu dużo mówić. Najważniejsza jest komunikacja! A skoro o niej mowa to po obiedzie ponownie podzieliliśmy się na grupy, by rozwijać naszej umiejętności językowe. Tym razem kurs na szczęście bardziej przypadł mi do gustu.

Wieczór upłynął nam na podsumowaniu całego tygodnia i na wspomnieniach, czyli pokazie zdjęć. Przyznam, że łezka zakręciła mi się w oku na myśl o tym, że to nasze ostatnie wspólne chwile. Zwłaszcza w takim otoczeniu:

 Palma/fot. Wiśnia
 Palma/fot. Wiśnia
 Palma/fot. Wiśnia
 Palma/fot. Wiśnia
 Palma/fot. Wiśnia
Palma/fot. Wiśnia

Jednocześnie nie chcąc marnować cennego czasu postanowiliśmy pograć w gry, porozmawiać, posłuchać naszych ulubionych piosenek. Kto by pomyślał, że będą i tańce i śpiew, a w zasadzie karaoke. Zeszło nam chyba do drugiej, do momentu, kiedy recepcjonista delikatnie kazał nam zakończyć nasz mini recital ;)       

Wieczór z youtubem/fot. Wiśnia


SOBOTA
W sobotę nie mieliśmy zaplanowanych żadnych atrakcji, no może poza przepysznym śniadaniem. Niestety nie mogłam zbyt długo cieszyć się ostatnimi chwilami z innym wolontariuszami, gdyż musiałam udać się do centrum Palmy. Tam czekały na mnie dzieciaki z Pollensy wraz z Pere, gdyż tak się złożyło, że akurat tego dnia mieliśmy zaplanowany geocaching. Dwie spośród trzech grup znalazły wszystkie punkty, jedna w międzyczasie postanowiła wybrać się do Burger Kinga, więc nie starczyło im czasu na poszukiwania pojemników z zagadkami ;) Tak czy siak, myślę, że dzieciaki miały sporo frajdy. 

 Wybieramy grupy/fot. Wiśnia
 Palma w pełnej krasie/fot. Wiśnia
 Palma w pełnej krasie (już widać przygotowania do jarmarku świątecznego)/fot. Wiśnia
 Palma w pełnej krasie/fot. Wiśnia
 Palma w pełnej krasie/fot. Wiśnia
Sprawdzanie wyników/fot. Wiśnia
Wszyscy razem/fot. Wiśnia

wtorek, 29 listopada 2016

Curso de formación a la llegada, czyli co robiłam między 21 a 26 listopada - część 2

ŚRODA
Pierwsza część dnia upłynęła nam na wycieczce do Sineu - małego miasteczka w centrum wyspy, w którym co tydzień w środę odbywa się targ. Można tam kupić praktycznie wszystko: owoce, warzywa, ubrania, lokalne produkty, a nawet zwięrzęta.

 Na targu w Sineu/fot. Wiśnia
Na targu w Sineu/fot. Wiśnia
 Obrażone prosiaczki ;)/fot. Wiśnia
Na targu w Sineu/fot. Wiśnia

Podczas wycieczki naszym zadaniem było przekazywanie informacji na temat programu "Erasmus+", co wcale nie było takie proste. Młodych ludzi było jak na lekarstwo, gdyż większość z nich wyjechała z miasteczka na studia lub do pracy.

 Promujemy EVS/fot. Wiśnia
 W winiarni/fot. Wiśnia
Sienu/fot. Wiśnia

Tak czy siak, misja zakończyła się sukcesem i (w nagrodę :P) wróciliśmy na obiad do hotelu. 

Kolejnym punktem dnia był kurs katalońskiego. Nie do końca spełnił moje oczekiwania. Carlos zbyt wiele chciał nam przekazać w ciągu 1,5 godziny, więc jeśli miałabym wybrać najsłabsze ogniwo warsztatów to wskazałabym właśnie na zajęcia językowe :(

Potem już wszyscy razem rozmawialiśmy na temat różnic między słowami "intercultural" i "multicultural". A wieczorem staraliśmy się wcielić w życie powyższe założenia, wychodząc wspólnie do baru Havana i Shamrock. Nawet deszcz był nam niestraszny!

 Havana/fot. Wiśnia
Shamrock/fot. Wiśnia


CZWARTEK
Tematem naszego porannego spotkania była CIGNA, czyli ubezpieczenie, którym objęci są wszyscy wolontariusze oraz praktyczne wskazówki usprawniające nasze życie na wyspach. Ta część faktycznie przypadła mi do gustu, chociaż szczerze mówiąc wolałabym nie musieć przekonać się na własnej skórze czy wszystko działa jak powinno ;)

Bardzo przyjemnym elementem dnia było poznawanie Hiszpanii. Oczywiście nie była to standardowa prezentacja. Co to, to nie! Zostaliśmy podzieleni na dwie grupy. Każda otrzymała zestaw obrazków przedstawiających różne obiekty, tradycje, zwyczaje związane z Hiszpanią. Naszym zadaniem było ich rozszyfrowanie i opisanie w jak najbardziej szczegółowy sposób. Potem wspólnie rozmieszczaliśmy kartoniki na mapie Hiszpanii tak, by przyporządkować je do właściwego miasta. 

Tak sobie myślę, że czwartek był chyba najbardziej owocny w wydarzenia i przemyślenia, gdyż po południu rozmawialiśmy o asertywności i empatii, czyli dwóch cechach, które są bardzo potrzebne zarówno w życiu prywatnym jak i zawodowym. A potem odwiedziła nas trójka byłych wolontariuszy, którzy dzielili się z nami przemyśleniami i doświadczeniami na temat swoich wyjazdów. Był też czas na zadawanie pytań, dzięki którym mogliśmy rozwiać nasze wątpliwości związane z EVS. 

Po kolacji wspólnie wybraliśmy się do baru Moltabarra, gdzie mieliśmy okazję dalej dyskutować, poznawać się oraz wymieniać spostrzeżeniami. Był to przemiły wieczór zakończony spacerem po starym mieście.

Tuż obok katedry/fot. Wiśnia


CIĄG DALSZY NASTĄPI...

niedziela, 27 listopada 2016

Curso de formación a la llegada, czyli co robiłam między 21 a 26 listopada - część 1

Ubiegły tydzień spędziłam na szkoleniu wprowadzającym dla wolontariuszy EVS, które odbyło się w hotelu Horizonte w Palmie. W spotkaniu uczestniczyło 10 osób (Tatiana z Rosji, Evelis z Estonii, Vittoria, Federica i Roberto z Włoch, Malin z Austrii, Sarah z Niemiec, Agnieszka z Polski oraz Steffie z Francji) + dwóch prowadzących Toni i Barbara (wraz z ich dwuletnim synkiem Markiem ;)).

Cały dzisiejszy dzień zastanawiałam się, w jaki sposób mogłabym opisać to, czego doświadczyłam. Poza wiedzą czy informacjami praktycznymi, mam wrażenie, że to, co najważniejsze zostało nam przekazane gdzieś między wierszami. Jeszcze nie umiem opisać tego słowami. Mam nadzieję, że przyjdzie to z czasem i wtedy pewnie dopiszę kolejne myśli, które gdzieś tam krążą mi po głowie. Póki co ograniczę się do krótszej lub dłuższej (jeszcze nie wiem) relacji z kursu. Niestety póki co nie mam zbyt wielu zdjęć. Za dużo się działo, by uchwycić każdy moment. Czasem wolałam po prostu przeżywać daną chwilę.


PONIEDZIAŁEK
Z Pollensy do Palmy jest całkiem blisko, raptem ok. 50 km, ale oczywiście wymyśliłam sobie, że skoro i tak jadę do stolicy Balearów to przy okazji skoczę na zakupy. Gdzie? Oczywiście do Primarka, czyli ogromnego sklepu z odzieżą, dodatkami, domowymi akcesoriami oraz kosmetykami! Wybór jest spory, a ceny stosunkowo niskie. 
Przed 9 rano byłam już w Palmie, usiłowałam załatwić pewne formalności, co finalnie mi się nie udało, ale przynajmniej dowiedziałam się jak mniej więcej dotrzeć do Fan Mallorca, czyli do centrum handlowego, w którym mieści się m.in. Primark. Próbowałam oczywiście sprawdzić dojazd online, ale szczerze mówiąc nie było to proste. W przeciwieństwie do Polski, w Hiszpanii generalnie nie ma rozkładów jazdy (no może poza najważniejszymi przystankami, gdzie umieszczone są tablice z informacją za ile minut przyjedzie dany autobus). To znaczy są rozkłady, ale jest tam podana godzina odjazdu pierwszego i ostatniego autobusu z pierwszego i ostatniego przystanku oraz orientacyjna częstotliwość kursów. Tak więc, przykładowo na 10 przystanku i w sumie na każdym innym jest napisane: 

Pierwszy kurs Plaça d'Espanya godz. 7:10
Ostatni kurs Plaza d'Espanya godz. 21:15
Częstotliwość kursów od poniedziałku do piątku 7-10 minut
Częstotliwość kursów w soboty 9-13 minut
Częstotliwość kursów w niedziele i święta 11-15 minut

I bądź sobie mądry człowieku i licz. Akurat w tym przypadku i tak nie jest źle, można po prostu zaczekać, ale Fan Mallorca znajduje się na obrzeżach Palmy, więc tam częstotliwość kursowania autobusów to mniej więcej 50-60 minut. Ale to nie wszystko. Niby można sobie dodać te 50-60 minut kilkanaście razy, ale przecież nie do końca wiadomo czy autobus faktycznie przyjedzie punktualnie, czy zatrzyma się na każdym przystanku czy też nie. Jest też niby aplikacja, gdzie można sprawdzić za ile mniej więcej powinien przyjechać autobus, ale z opowieści wiem, że nie za bardzo można na niej polegać. Wychodzi więc na to, że trzeba "po prostu" uzbroić się w cierpliwość. Nawet w punkcie informacji w centrum handlowym nikt nie był w stanie dokładnie powiedzieć, o której mogę mniej więcej spodziewać się przyjazdu autobusu. Dane były szacunkowe, ale postanowiłam nie przejmować się zbytnio tym tematem tylko skupić się na zakupach. Faktycznie udało mi się kupić wszystko, na czym mi zależało, więc po godz. 15 uznałam, że pora wracać do centrum, gdyż o 18 powinnam zameldować się w hotelu, a skoro nie wiedziałam, o której przyjedzie autobus to wolałam wyruszyć wcześniej ;) I to była słuszna decyzja. Po ok. 20 minutach przyjechał inny autobus, który mniej więcej zawiózł mnie w okolice centrum, skąd musiałam jeszcze przejść znaczny kawałek. Po szybkim obiedzie odebrałam mój bagaż z dworca i udałam się w kierunku hotelu. Po 15 minutach oczekiwania okazało się, że to nie ten przystanek, więc sprawnym krokiem, a w zasadzie biegiem ruszyłam w przeciwną stronę, upewniając się czy na pewno jest to właściwy kierunek. Tym razem śledziłam całą trasę na GoogleMaps, bo wiedziałam, że nie wszystkie przystanki funkcjonują. Na szczęście chwilę przed 18 dotarłam do hotelu, gdzie powoli gromadzili się również inni wolontariusze. Okazało się, że będę dzielić pokój z Malin, czyli dziewczyną z Austrii. Z opowieści wiem, że standard hotelu był znacznie wyższy niż w przypadku innych kursów. To pewnie dlatego, że byliśmy pierwszą grupą odbywającą szkolenie na Balearach i pewnie chcieli ugościć nas najlepiej jak potrafili. Przyznam, że im się udało. Zarówno pokoje jak wyżywienie były na wysokim poziomie. 

 Widok z mojego okna o różnych porach dnia i nocy/fot. Wiśnia 
 Widok z mojego okna o różnych porach dnia i nocy/fot. Wiśnia
 Widok z mojego okna o różnych porach dnia i nocy/fot. Wiśnia
 Widok z mojego okna o różnych porach dnia i nocy/fot. Wiśnia
 Widok z mojego okna o różnych porach dnia i nocy/fot. Wiśnia
                              Widok z mojego okna o różnych porach dnia i nocy/fot. Wiśnia

Po zostawieniu bagaży w pokojach spotkaliśmy się wszyscy w jednej z sal, by się poznać. Oczywiście nie było to standardowe powitanie. Mieliśmy do wykonania różne zadania - rysowanie naszych twarzy na kartce, pisanie, wycinanie motywów z papieru, lepienie kształtu Europy, z plasteliny, wyklejanie konturów Balearów itp.

Ramka na zdjęcia/fot. Wiśnia
A to my w ramce/fot. Barbara (inf. po hiszp.)

Mieliśmy sporo frajdy. Oczywiście wszyscy byliśmy trochę wycofani na początku, ale bardzo szybko zaaklimatyzowaliśmy się już pierwszego dnia pijąc piwko na tarasie :) 

Warto wspomnieć, że podczas naszego wyjazdu językami "urzędowymi" były angielski i hiszpański. Tak się bowiem złożyło, że 3 osoby z grupy nie mówiły prawie wcale po hiszpańsku, a dwie po angielsku. Ciekawe doświadczenie, nie powiem ;)

WTOREK
Po pysznym i różnorodnym śniadaniu, nie do końca rozbudzeni spotkaliśmy się w jednej z sal, by na dobre zacząć działać. Po szybkiej grze na rozkręcenie grupy, wysłuchaliśmy podstawowych informacji na temat programu Erasmus+, czyli m.in. EVS. Potem mogliśmy wykazać się artystycznie i przygotować dwa plakaty - jeden na temat naszego życia przed przyjazdem, naszej motywacji, oczekiwań i doświadczeń, które ze sobą przywieźliśmy, a drugi na temat naszej drogi od decyzji o wyjeździe aż po przyjazd na szkolenie. Bardzo podobało mi się to, że nie musieliśmy korzystać z sugestii prowadzących. Każdy mógł wykonać plakat według własnego życzenia.

 Praca wre/fot. Wiśnia
 Nasze dzieła/fot. Wiśnia
 Od pomysłu do przyjazdu, czyli mój plakat/fot. Wiśnia (pod numerami ukryte są zdjęcia)
Roberto opowiada swoją historię/fot. Wiśnia

Po obiedzie i po drzemce ;) podzieliśmy się na dwie grupy. Jedyna uczyła się hiszpańskiego, druga poszerzała swoją wiedzę na temat platformy online, z której możemy korzystać, by ćwiczyć umiejętności językowe. Po zakończonej sesji rozmawialiśmy na temat Youthpass, czyli certyfikatu, który każdy z nas otrzyma po zakończeniu wolontariatu. Co ciekawe, poza standardowymi informacjami dyplom ten będzie zawierał spis umiejętności, które nabyliśmy podczas EVS. Tak więc każdy będzie mógł wpisać to, czego jego zdaniem się nauczył. Oczywiście zostanie to poświadczone podpisem mentora. Prowadzący zachęcali nas, by od samego początku zwracać uwagę na nabywane kompetencje. Dzięki temu łatwiej nam będzie wypełnić nasz dokument.

Ważnym punktem każdego dnia była grupowa lub indywidualna refleksja na temat przeżytych wydarzeń. Co ciekawe, było ich tak wiele, że niejednokrotnie prowadzący musieli nam przypominać, co dokładnie robiliśmy. Inaczej ciężko byłoby wykonać to zadanie. 

Po kolacji kolejnym punktem było m.in. zaprezentowanie krajów, z których pochodzili wolontariusze, ale by było trudniej, np. ja wspólnie z Evelis i Roberto nie prezentowałam Polski, Estonii czy Włoch, lecz Niemcy, Austrię i Francję. O ile z pierwszym i trzecim krajem nie mieliśmy większych problemów o tyle z Austrią nie było tak łatwo, ale finalnie daliśmy radę. Wieczorem, a w zasadzie w nocy posiedzieliśmy chwilę na tarasie, a potem grzeczniutko poszliśmy spać.


CIĄG DALSZY NASTĄPI...

niedziela, 20 listopada 2016

El Puig de Santuïri - vol. 2

Coś mi się zdaje, że pogoda znowu spłatała mi figla :) W dalszym ciągu czekam na bezchmurne niebo na szczycie.

 Na trasie/fot. Wiśnia
 Na trasie/fot. Wiśnia
 El Puig de Santuïri/fot. Wiśnia
 El Puig de Santuïri/fot. Wiśnia
Na trasie/fot. Wiśnia

PS. Wyjeżdżam na tydzień. Szczegóły po powrocie :)

czwartek, 17 listopada 2016

La Font, czyli kto bogatemu zabroni

Dziś znowu miałam szczęście i mogłam wykorzystać wolny poranek na wycieczkę. Padło na jedną z dzielnic Pollensy, oddalonej nieco od miasta. Dlaczego? Bo to dzielnica bogaczy ;) 
Zwykle niestety nie są to mieszkańcy wyspy, lecz obcokrajowcy, których stać było na wybudowanie willi na skałach. No cóż, niektóre rezydencje rzeczywiście są przepiękne, inne również zasługują na uwagę, lecz ich architektura nie do końca wpisuje się w klimat urokliwej Pollensy. Części z nich nawet nie udało nam się zobaczyć, gdyż stoją ukryte gdzieś w głębi, wśród drzew.

 Nie pogardziłabym taką rezydencją/fot. Wiśnia
 Na zdjęciu czasem ciężko jest uchwycić urok danego budynku/fot. Wiśnia
 Tyle udało nam się dostrzec/fot. Wiśnia
Nowoczesne budownictwo nie do końca pasujące do Pollensy/fot. Wiśnia
 Najciekawsze jest to, że większość domów jest niezamieszkała na stałe/fot. Wiśnia
Właściciele przyjeżdżają tu zwykle tylko na wakacje/fot. Wiśnia

W wyprawie towarzyszyli mi Colby i Katarzyna - dziewczyna z Czech, która pracuje jako au pair u jednej z rodzin. Z racji tego, że lubimy góry to postanowiliśmy zdobyć kilka wzniesień.

 Uwielbiam te widoki/fot. Wiśnia
  Uwielbiam te widoki/fot. Wiśnia
  Małe jeziorko/fot. Wiśnia
 Uwielbiam te widoki/fot. Wiśnia