poniedziałek, 31 października 2016

Chyba wróciłam do żywych (to tak à propos Halloween)

Wydaje mi się, że w końcu pozbyłam się przeziębienia i ponownie nawiązałam kontakt z otaczającą mnie rzeczywistością ;) 

Rano jeszcze przed pracą (dziś wyjątkowo pracowałam z dzieciakami rano, a nie po południu) udało mi się pospacerować po plaży w Port de Pollença. Turystów praktycznie już nie ma, dlatego też część barów i restauracji zamyka swe podwoje do kwietnia przyszłego roku. To dziwne uczucie patrzeć jak znikają parasole, stoliki na chodnikach i robi się pusto. Z drugiej strony mam świadomość, że lokalni mieszkańcy w końcu trochę odetchną i nabiorą sił przed kolejnym sezonem.

 Port de Pollença/fot. Wiśnia
 Port de Pollença/fot. Wiśnia
 Port de Pollença/fot. Wiśnia
Port de Pollença/fot. Wiśnia

W związku z tym, że miałam wolne popołudnie, wybrałam się na spacer po moim miasteczku. Uliczki nadal budzą mój zachwyt i z przyjemnością zapuszczam się w nieznane zakamarki Pollensy.

 Pollença/fot. Wiśnia
 Pollença/fot. Wiśnia
 Pollença/fot. Wiśnia
 Pollença/fot. Wiśnia
                                                                  Pollença/fot. Wiśnia

Wracając ze spaceru, zajrzałam na jeden z placyków, by zobaczyć jak tutaj obchodzone jest Halloween. Na ulicach zauważyłam mnóstwo poprzebieranych dzieciaków. Niektóre kostiumy naprawdę robiły wrażenie. Wszyscy zgromadzili się w Jardins Joan March, bo właśnie tam czekało na nich sporo atrakcji. Największą z nich był dom strachów przygotowany przez wolontariuszy powstałej raptem rok temu organizacji ONIT zrzeszającej młodych, zmotywowanych ludzi działających na rzecz lokalnej społeczności. 

Przechodząc obok, zauważyłam lidera tej organizacji, Moisesa, którego poznałam w pierwszym tygodniu mojego pobytu tutaj. Już miałam iść dalej, ale pomyślałam sobie "zapytam czy przypadkiem nie potrzebują w czymś pomocy". Okazało się, że przydadzą im się dodatkowe ręce do pracy. I tak przez 45 minut stałam i pilnowałam by dzieciaki, a w zasadzie małe zombiaki nie staranowały barierek, tylko w miarę możliwości grzecznie czekały w kolejce do wejścia do domu strachów. Najlepsze było to, że co i rusz ktoś mnie o coś pytał...po katalońsku oczywiście, a ja ani za bardzo nie wiedziałam co odpowiedzieć ani jak ;) Ale nie był to koniec wrażeń. Przed rozpoczęciem zwiedzania dla dzieciaków, Moises pokazał mi wnętrze domu strachów stylizowanego na szpital. Niesamowite jak dobrze się przygotowali. Nie wiem czy byłabym gotowa na podobną wycieczkę po ciemku. Rekwizyty i w ogóle cały wystrój budziły mój lekki niepokój, co świadczy o tym, jak dobrze się przygotowali.

Potem było jeszcze lepiej tzn. jeszcze więcej katalońskiego. Otóż, pracowałam w sklepiku sprzedającym wejściówki i przekąski. Na szczęście nie byłam sama. Głównodowodzącą była Mónica, swoją drogą współzałożycielką ONITu, która wszystko mi wytłumaczyła. Potem trzeba było sobie radzić, lepiej lub gorzej. Po dwóch godzinach uznałam, że pora na mnie. Perspektywa ponownego przeziębienia się była mało kusząca, więc wróciłam do domu myśląc o tym, jak jedno pytanie zmieniło cały mój wieczór i sprawiło mi dużo frajdy. 

PS. O godz. 21 zabawa dopiero się zaczynała, gdyż atrakcje były przewidziane również dla dorosłych. Na nich także czekała wizyta w szpitalu, ale bardziej mroczna i rozbudowana. Mam nadzieję, że będą tak samo zainteresowani jak dzieci i wykupią wszystkie bilety. 

czwartek, 27 października 2016

To na Majorce można się przeziębić?

Tak, to zdarza się i tutaj. Tym razem padło na mnie. Być może wieczorne przechadzki zrobiły swoje i tak oto spędziłam dzisiejszy dzień w domu. To znaczy nie wliczam dwukrotnego wyjścia do apteki. W końcu sjesta to sjesta, obowiązuje wszystkich! Umieraj sobie człowieku albo jedź do dyżurnej apteki w sąsiedniej miejscowości, my odpoczywamy ;) 

Ale uwaga, jest wytłumaczenie skąd się wzięło moje przeziębienie! Jedna z hipotez, którą dziś usłyszałam,  brzmi następująco: "no wiesz Wiśnia, teraz w Polsce jest jakieś 10-15 stopni mniej niż u ciebie i twój organizm po prostu nie jest przyzwyczajony do tak wysokich temperatur jesienią, dlatego postanowił zastrajkować" (E). 
Seems legit :)

niedziela, 23 października 2016

Weekend w Port d'Alcúdia

W sobotę wybraliśmy się razem z Colbym do znajomych w Port d'Alcúdia. Wieczór spędziliśmy w mieszkaniu Danieli i jej współlokatorów, a po północy postanowiliśmy pójść na miasto i zasmakować nocnego życia w jednym z klubów - Vnik Cool. Krótko mówiąc, dużo techno, trochę hiszpańskich rytmów i sporo 18-20 latków. Plusem był dodatkowy bar, w którym można było w miarę możliwości normalnie porozmawiać. W planach mieliśmy jeszcze wybrać się w inne miejsce, ale Menta była już zamknięta, więc postanowiliśmy pójść na plażę i sprawdzić czy nocą woda również jest ciepła (nie była) ;) Spacerowaliśmy do 6, a potem poszliśmy spać. 

"Rano" nie było sensu jeść śniadania, więc od razu poszliśmy na obiad. W Hiszpanii bardzo często można trafić na menú del día, czyli danie dnia. Polega to na tym, że za ok. 10-20 euro można wybrać sobie 1 oraz 2 danie i do tego otrzymuje się deser, czasem również coś do picia. W naszym przypadku ta opcja jak najbardziej się sprawdziła. Ja zdecydowałam się na tapas - albóndigas en salsa (klopsiki w sosie pomidorowym) i patatas bravas (pieczone ziemniaczki w dosyć ostrym sosie) oraz paellę (ryż np. z warzywami, owocami morza i mięsem). Było przepyszne. Z pełnymi brzuchami poszliśmy na plażę opalać się, kąpać, spacerować, odpoczywać, cieszyć się pogodą i budować zamki z piasku. 

 Port d'Alcúdia nocą/fot. Wiśnia
 Paella (trochę głupio było mi zrobić to zdjęcie, ale przełamałam wstyd)/fot. Wiśnia
  Port d'Alcúdia/fot. Wiśnia
  Port d'Alcúdia/fot. Wiśnia
 Budujemy/fot. Wiśnia
 Nika, Colby i Daniela/fot. Wiśnia
Zachód słońca w Port d'Alcúdia/fot. Wiśnia

sobota, 22 października 2016

Słów kilka o warsztatach kulinarnych!

Nie wiem czy pamiętacie, dwa tygodnie temu w sobotę wspólnie z dzieciakami zwiedzaliśmy jaskinię - Cova Morella, a dziś na warsztatach kulinarnych uczyliśmy się jak przygotować chleb i quelis, czyli popularne na Majorce ciasteczka w wersji słodkiej lub słonej. Co tu dużo mówić, chyba nam się udało. Upiekliśmy 12 chlebków w różnych kształtach i kilkadziesiąt słonych quelis. Dzieciaki miały sporo frajdy, ja zresztą też :) Na koniec zjedliśmy pa amb oli, czyli chleb z oliwą + ewentualnie z innymi dodatkami (miąższem z pomidorów, jamón serrano itp.).

 Warsztaty kulinarne/fot. Inez
 Warsztaty kulinarne/fot. Wiśnia
 Sprawdzamy czy upieczone/fot. Wiśnia 
 Sprawdzamy czy upieczone/fot. Wiśnia 
 Praca wre/fot. Wiśnia

piątek, 21 października 2016

Palma de Mallorca

No i stało się. Dziś odwiedziłam stolicę Balearów! Niekoniecznie w celach turystycznych, ale pierwszy spacer po mieście zaliczony. 

Rano kiedy wyruszaliśmy z Pere i Colbym z Pollensy było naprawdę zimno i pochmurno, ale po raz kolejny przekonałam się, że tutaj naprawdę zawsze warto mieć przy sobie okulary przeciwsłoneczne. Do pewnego momentu towarzyszyły nam chmury, ale chwilę później na niebie pojawiło się słońce i od razu zrobiło się cieplej. 

Na trasie zatrzymaliśmy się w miejscowości Inca. Pere miał tam coś do załatwienia, a my dzięki temu mieliśmy kilkanaście minut na krótki spacer. Na pierwszy rzut oka miasto mnie nie urzekło. Może wynikało to z pogody, a może z lokalizacji, nie wiem. Inca mieści się bardziej w głębi wyspy i nie gości zbyt wielu turystów. Być może z tego powodu nie jest tak atrakcyjna architektonicznie jak inne miejscowości. Pewnie jeszcze się tam wybiorę, aby to sprawdzić. 

Natomiast jeśli chodzi o Palmę to jest co podziwiać. Bez dwóch zdań. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu na poznanie miasta, ale to wystarczyło, by zachęcić do powrotu. Wąskie uliczki budują klimat miasta, a rozmieszczone w pobliżu zatoki zabytki przypominają o dawnych czasach. Katedra, mieszcząca się w pobliżu wybrzeża, jest urzekająca i naprawdę ogromna. Ze względu na położenie trudno uchwycić ją w całości, dlatego np. w przewodniku rekomendują uwiecznienie La Seu podczas rejsu po zatoce. Kto wie, może skorzystam? 

Jeśli mam być szczera to niekoniecznie polecam wizytę w łaźniach arabskich (Banys Àrabs). Mając porównanie do innych miejsc tego typu, stwierdziłam że to nic specjalnego. Można zwiedzić raptem cztery pomieszczenia, które nie dają wyobrażenia o tym jak łaźnie funkcjonowały i jaką rolę odgrywały w przeszłości. 
Na szczęście był to w zasadzie jedyny "mankament" Palmy. Jak to na mieszkańców wyspy przystało, spotkanie z miastem uwieńczyliśmy kawą i ciastkiem w jednej z kawiarni.  

 Plaça Major/fot. Wiśnia
  Plaça Major/fot. Wiśnia
 Widok z okolic katedry/fot. Wiśnia
 Widok na port/fot. Wiśnia
Banys Àrabs/fot. Wiśnia
 Banys Àrabs/fot. Wiśnia
 Banys Àrabs/fot. Wiśnia
 Banys Àrabs/fot. Wiśnia
 Banys Àrabs/fot. Wiśnia
Uliczki w Palmie/fot. Wiśnia

PS. Palma mieści się ok. 52 km od Pollensy.

czwartek, 20 października 2016

Mallorquín nie taki prosty!

No właśnie, zaraz po przyjeździe zauważyłam, że tutejszy język tylko częściowo przypomina znany mi hiszpański. Pełno w nim dziwnych dźwięków imitujących portugalski, francuski i kataloński, bo mallorquín, o którym mowa, to dialekt powstały właśnie na podstawie tego ostatniego. 
Jestem w stanie uchwycić ogólny sens rozmowy (pod warunkiem, że nie mówią zbyt szybko), ale by cokolwiek powiedzieć to póki co nie za bardzo ;)

Dlatego tym bardziej doceniam to, że będę miała możliwość poznania podstaw katalońskiego. Dziś byłam na pierwszych zajęciach. Zaczęliśmy od alfabetu i podstawowych zwrotów. W grupie mam osoby z Włoch, Rosji, Bułgarii, Rumunii i Argentyny, więc w tle słychać i te języki. Jest wielokulturowo i przyjemnie. Wierzę, że będzie to cenna baza dla mnie i co nieco zostanie mi w głowie :)

Bona nit! (Dobranoc)

poniedziałek, 17 października 2016

À propos wycieczek!

By zobrazować, na co mogą tutaj liczyć amatorzy pieszych lub rowerowych wycieczek, zamieszczam mapkę najbardziej znanych tras.

10 tras pieszych wycieczek w Pollensie i okolicach/źródło + opis

PS. 1, 2, 5 i 10 zaliczone :)

niedziela, 16 października 2016

La vall de Colonya

Wycieczek ciąg dalszy! Piękna niedziela zachęcała do pieszych wędrówek, dlatego również dziś razem z Colbym wyruszyliśmy w trasę. Rzekomo miała zająć 40 minut w jedną stronę, ale albo my jesteśmy zbyt wolni albo oni źle przeliczyli odległości. W każdym razie szliśmy ok. 1,5 godziny. Napisałam "około", bo w międzyczasie zdążyliśmy źle skręcić i ujść całkiem pokaźną drogę w złym kierunku ;) Być może wynika to z naszej przeciętnej znajomości obsługi mapy albo też, z niewielu oznaczeń na trasie (wolimy tę drugą wersję).
Ale w sumie czy ktoś się tutaj spieszy? Niekoniecznie, więc wróciliśmy sobie spokojnie na szlak i potem obyło się już bez niespodzianek. Okazało się, że to niemalże ta sama trasa, którą pokonałam tydzień temu, ale któż by się przejmował. Zwłaszcza, że chyba nigdy nie znudzi mi się podziwianie tutejszego krajobrazu.

 Na szlaku/fot. Wiśnia
 Na szlaku/fot. Wiśnia
 Na szlaku/fot. Wiśnia
 Na szlaku/fot. Wiśnia
 Na szlaku/fot. Wiśnia
Na szlaku/fot. Wiśnia


sobota, 15 października 2016

Cala Sant Vicenç

Około 8 km od Pollensy znajduje się maleńka miejscowość o nazwie Cala Sant Vicenç, która swym urokiem przyciąga wielu turystów. Z racji wysokiej temperatury, rozmieszczone niedaleko siebie plaże gościły dziś wielu amatorów kapieli wodnych i słonecznych. Colby i ja również postanowiliśmy wybrać się tam na wycieczkę rowerową, ale nawet przez myśl nam nie przeszło, by wziąć kostium. Nie przypuszczaliśmy, że będzie aż tak gorąco. Tak czy siak trochę popluskaliśmy się w wodzie i podziwialiśmy widoki :)
Wszystkie cztery plaże, a raczej zatoczki miały coś w sobie. Każda z nich była inna - jedna większa, bardziej turystyczna, druga maleńka z łodziami rybackimi na brzegu.

 Cala Barques/fot. Wiśnia
 Cala Barques/fot. Wiśnia
 Cala Barques/fot. Wiśnia
Cala Clara/fot. Wiśnia
Cala Clara/fot. Wiśnia
 Cala Molins/fot. Wiśnia
Cala Molins/fot. Wiśnia
 Cala Carbó/fot. Wiśnia
 Cala Carbó/fot. Wiśnia
Cala Carbó/fot. Wiśnia

Ale Cala Sant Vicenç to nie tylko plaże. Podobnie jak w moim miasteczku można tu uprawiać pieszą wędrówkę. Jedna z tras to Coves Blanques. Nie było łatwo odnaleźć się na szlaku, ze względu na brak oznaczeń, ale po wspięciu się na jedną z gór, wypatrzyliśmy ścieżkę. Nie chcę się powtarzać, ale widoki naprawdę robią wrażenie.

 Trasa Coves Blanques/fot. Wiśnia
 Trasa Coves Blanques/fot. Wiśnia
 Trasa Coves Blanques/fot. Wiśnia
 Trasa Coves Blanques/fot. Wiśnia
Coves Blanques/fot. Wiśnia