poniedziałek, 10 października 2016

Pierwszy dzień pracy za mną!

Chociaż rano nie za bardzo miałam ochotę wstać z łóżka to jednak pierwszy dzień pracy napawał mnie entuzjazmem. Właśnie dziś po raz pierwszy oficjalnie poszłam do "pracy"... na 10 ;) Miła odmiana, nie powiem! 

Droga do biura zajmuje mi jakieś 5-7 minut piechotą, więc raczej nie mogę narzekać. Pere przygotował dla mnie miejsce i komputer, ale okazało się, że jest problem z dostępem. Zaproponowałam, że przyniosę mojego laptopa, w końcu mam blisko. Jak tylko z nim wróciłam i próbowałam się połączyć, napotkałam kolejny problem, tym razem z siecią. Okazało się, że poprzez zewnętrzny komputer nie mogę korzystać z internetu, chodzi o kwestie bezpieczeństwa. Stanęło na tym, że po mniej więcej godzinie wróciłam do mieszkania i tam zajęłam się pracą, czyli przygotowywaniem zajęć z języka angielskiego. W każdym razie jutro wszystko powinno być już w porządku. IT uruchomi swoje tajemne moce i będę mogła działać dalej. 

Poranki spędzam albo przynajmniej będę spędzać w biurze, a popołudniami będę pracować w dwóch szkołach, organizując czas wolny dzieciom i młodzieży, a w zasadzie bardziej ich pilnując, bo chodzi o to, by starały się same bawić i tym samym rozbudzały kreatywność. Dziś np. grałam z nimi w ping-ponga i po prostu rozmawiałam. 
Zdaję sobie sprawę, że pewnie chwilę im zajmie zanim przyzwyczają się, by rozmawiać ze mną swobodnie po angielsku. Póki co trochę się jeszcze wstydzą. Ale jak to na Hiszpanię przystało, nie przejmuję się - miałam tak samo.