niedziela, 2 października 2016

Wielki dzień!

Chyba dopiero 30 września dotarło do mnie, że za dwa dni wyjeżdżam na rok za granicę... Rychło w czas ;)
Minął piątek, sobota i przyszedł czas na niedzielę - 2.10. Nie pospałam długo, już o 3:00 w nocy musiałam wstać, by na czas dojechać do Krakowa, skąd miałam lot do stolicy Balearów - Palmy de Mallorca. 

Dużo kosztują mnie pożegnania z rodziną zwłaszcza na tak długi okres. Łzy mi ciekną po policzkach, usta układają się w podkówkę i wtedy zawsze myślę sobie "po co mi to?", "co ja wyprawiam? Przecież mogłam sobie spokojnie siedzieć w Warszawie", no ale właśnie to "spokojnie" jest kluczem. Wcale nie chciałam spokoju, chciałam czegoś nowego, a nowe zawsze trochę przeraża.
Na szczęście na lotnisku spotkałam koleżankę, która swoim towarzystwem umiliła mi oczekiwanie na samolot i potem było już tylko lepiej. 

Na Majorce czekał na mnie koordynator z mojej organizacji oraz lokalny urzędnik państwowy, którzy zaprosili mnie na obiad i zawieźli do mojego nowego mieszkania. Po szybkim rekonesansie, dosłownie padłam. Byłam średnio zainteresowana zwiedzaniem miasteczka, rozlokowaniem się, poznawaniem nowych ludzi ;) Potrzebowałam snu i w zasadzie tak upłynął mi pierwszy wieczór z chwilową pobudką na kolację.