To "później" wróciło do mnie mniej więcej w lutym/marcu 2016 roku. Czemu akurat wtedy? Nie wiem, nie pamiętam. W każdym razie, coś zaczęłam działać.
Wiedziałam, że nie interesuje mnie praca za granicą, na kilkumiesięczny pobyt i słodkie nieróbstwo nie było mnie stać, ale w związku z tym, że miałam doświadczenie jako wolontariuszka w różnych organizacjach, pomyślałam, że to może być coś dla mnie.
Przeglądałam różne opcje - jedne mniej, inne bardziej interesujące. W końcu stanęło na European Volunteer Service (EVS) no i zaczęły się poszukiwania. Naprawdę jest w czym wybierać zarówno pod względem zakresu działalności jak i miejsca pobytu, ale mimo wszystko trochę to trwało zanim znalazłam coś dla siebie. A właściwie oferta znalazła mnie. Po koniec lipca byłam już naprawdę blisko wyjazdu do Andaluzji, ale okazało się, że jednak wybrali kogoś innego. Nie powiem, było mi przykro, smutno i źle. Kilka mniej lub bardziej aktywnych miesięcy poszukiwań i znowu nic z tego. Nie wiedziałam trochę co dalej, dlatego postanowiłam napisać do jednej z koordynatorek z Torunia, z którą miałam kontakt przy poprzedniej rekrutacji, z pytaniem, co jeszcze mogę zrobić, gdzie szukać i w jaki sposób. Pierwszego sierpnia wysłałam maila do p. Pauliny i następnego dnia dostałam odpowiedź z informacją, że pilnie szukają wolontariusza do projektu na Majorce :) Niezwłocznie wysłałam CV i LM. Potem wszytko potoczyło się błyskawicznie - 4.08 skontaktował się ze mną koordynator z Pollensy, 8.08 byłam już po wstępnej rozmowie na skypie, a 11.08 dostałam informację, że wybrali mnie :) 16.08 potwierdziliśmy nasze ustalenia i zaczęły się przygotowania!
Czasu nie było zbyt wiele, gdyż projekt ruszał 2 października. Tak więc miałam 1,5 miesiąca na zorganizowanie się. W pracy spotkałam się z bardzo miłą reakcją na wieść o moich planach. Nie miałam żadnych problemów z wykorzystaniem urlopu, co w mojej sytuacji naprawdę miało znaczenie. A ponadto, byłam przygotowana na złożenie wypowiedzenia, ale szefowa zaproponowała mi roczny urlop. Czego chcieć więcej?
Te kilka tygodni upłynęło mi pod znakiem załatwiania formalności, wizyt u lekarza i oczywiście pożegnań z bliskimi. Mimo zmęczenia spowodowanego przygotowaniami, bardzo miło wspominam ten czas.
Czasu nie było zbyt wiele, gdyż projekt ruszał 2 października. Tak więc miałam 1,5 miesiąca na zorganizowanie się. W pracy spotkałam się z bardzo miłą reakcją na wieść o moich planach. Nie miałam żadnych problemów z wykorzystaniem urlopu, co w mojej sytuacji naprawdę miało znaczenie. A ponadto, byłam przygotowana na złożenie wypowiedzenia, ale szefowa zaproponowała mi roczny urlop. Czego chcieć więcej?
Te kilka tygodni upłynęło mi pod znakiem załatwiania formalności, wizyt u lekarza i oczywiście pożegnań z bliskimi. Mimo zmęczenia spowodowanego przygotowaniami, bardzo miło wspominam ten czas.
Dlaczego tak dokładnie piszę o moich perypetiach? By pokazać, że warto próbować, robić nowe rzeczy i nie zrażać się trudnościami.
Poniższy cytat towarzyszył mi przez ostatni rok. Kto wie, może i kogoś z Was natchnie do czegoś nowego?
Poniższy cytat towarzyszył mi przez ostatni rok. Kto wie, może i kogoś z Was natchnie do czegoś nowego?
“If you want something you have never had,
you must be willing to do something
you have never done”
— Thomas Jefferson